przez quabain » 20 Lip 2011 20:59
To prawda. Sam miałem okazję współpracować z magistrami farmacji, którym brakowało samokrytycyzmu. Uważali się za "święte krowy". Jeden mądrzejszy od drugiego. Mimo identycznych charakterów nie mogli siebie nawzajem znieść. Tacy wykształceni, a słownictwo spod monopolowego. Mieli szczęście, że dostali się na Wydział Farmaceutyczny i tyle w temacie. Ja bardzo się z tego cieszę, iż jestem technikiem farmaceutycznym, ponieważ byłbym nieźle wkurzony, gdy po 5,5 - letnich studiach zostałbym zniżony do parteru przez pacjenta. Od października idę na Zdrowie Publiczne, ponieważ mój cel jest jasno określony, mianowicie praca reprezentanta medycznego. Staż kończę 31 sierpnia. Jak już pracować to za godziwą kasę, a nie za pensję niewolniczą. Wiem, że to nie jest łatwy "kawałek chleba", ale przynajmniej nie trzeba pracować jak maszyna za "pierwszym stołem". A widzieliście kiedyś niezadowolonego ze swej pracy przedstawiciela?