Jak pewnie wszyscy wiemy z doniesień prasowych we Włoskim miasteczku Codogno w Lombardii na północy Włoch powstało ognisko koronawirusa, które rozlało się nie tylko na cały ten kraj ale i na państwa ościenne. Z doniesień wynika, iż pierwotnym ogniskiem zarazy był mały regionalny szpital, w którym nie przestrzegano procedur medycznych.
Zarażony personel doprowadził do zainfekowania kilkudziesięciu pacjentów, którzy przenieśli zarazę na cały kraj.
W tym momencie przypominają mi się słowa naszego ministra zdrowia, jacy to my jesteśmy przygotowani do walki z koronawirusem.
Tacy jesteśmy przygotowani do tej walki, że w Sejmie czeka na pierwsze czytanie Ustawa o Zawodzie Farmaceuty, a w niej takie rarytasy jak wykonywanie przez farmaceutów różnych testów czy pomiarów.
Farmaceuta będzie biegał po izbie ekspedycyjnej z ciśnieniomierzem czy glukometrem, ewentualnie zapraszał pacjentów na zaplecze by robić im przeglądy lekowe. Jak doskonale przecież wiemy, nawet kilkadziesiąt procent odwiedzających apteki są to osoby chore, szczególnie dotyczy to infekcji. Bardzo często jest wręcz tak, że pacjenci najpierw szukają pomocy w aptece a dopiero w poważniejszych sytuacjach idą do lekarza .
I teraz biegający po ekspedycji farmaceuta najpierw sam inhaluje się tym wszystkim, co pozostawili po sobie chorzy, a następnie rozdaje to kolejnym. Można by powiedzieć taka wartość dodana opieki farmaceutycznej.
Sytuacja żywcem wyjęta z opisanego wyżej włoskiego miasteczka, którego nazwa jest teraz w tytułach wszystkich wiadomości.
Cała ta sytuacja dotyczy nie tylko zagrożenia koronawirusem, przez cały czas bowiem mamy do czynienia z różnego rodzaju epidemiami grypy, przeziębienia itp. Atak koronawirusa tylko uwypukla problem odchodzenia od podstawowych zasad bezpieczeństwa.
Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji władze powinny raczej nakazywać powrót do szyb oddzielających stół ekspedycyjny od pacjentów tymczasem mamy jakiś dziwny taniec ze śmiercią i narażanie wszystkich wokół na zarazę tylko po to by zrobić dobrze pewnej grupie zawodowej.