Aertykuł z newslettera 3/2013
Historia pewnego listu
Kilka lat temu oglądałem na Discovery program z nieodżałowanej pamięci Stevem Irwinem. Program opowiadał historię jego zmagań z żyjącymi nad jednym z afrykańskich jezior kobrami plującymi jadem. Steve twierdził w nim, że nad jeziorem tym żyje podgatunek kobry czarnoszyjej, będący rekordzistą świata w produkcji jadu.
Do niedawna uważałem słowa te za prawdę …
Chciałbym Wam przedstawić pewną smutną historię, a może bardziej to, co z niej wynika.
Pod koniec listopada ubiegłego roku z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego zostało wystosowane pismo do Ministra Zdrowia, którego autorami byli podobno studenci wydziału farmacji tegoż Uniwersytetu.
W piśmie tym owi studenci wypowiadają na temat tego, jak widzą swą rolę w przyszłej pracy w aptece i w jaki sposób postrzegają techników farmaceutycznych. Oprócz obszernych cytatów zamieszczamy całość listu, jednak naprawdę doradzam ostrożność w obcowaniu z nim. Jakież są główne założenia dzielnych studentów z miasta Heweliusza? We wstępie zauważają oni, że apteka to zgodnie z art. 87 Ustawy Prawo Farmaceutyczne jest placówką ochrony zdrowia publicznego i z tego faktu wysuwają szereg żądań dotyczących przyszłego ich uczestnictwa w kampaniach prewencyjnych edukacjach zdrowotnych i związanych z realizacją programów ochrony zdrowia publicznego.
Z uwagi na te żądania wysuwają kolejne żądanie, jednoznacznego uznania farmaceuty zawodem medycznym. Koroną tej eskalacji jest stwierdzenie ,że leki powinny być wydawane tylko w aptece, gdyż w przypadku podejrzenia zagrożenia zdrowia, farmaceuci mają obowiązek odmowy jego wydania. Doprawdy piękny argument, ciekawe czy jest tam wykładana logika? Wracając do naszych dzielnych studentów… szczególnie leki wydawane bez przepisu lekarza powinny być jak najszerzej objęte wydawaniem z pełnym doradztwem udzielanym przez farmaceutę, tak by nie narażać pacjenta na przyjmowanie leku w sposób niewłaściwy lub na podstawie niewłaściwie postawionej diagnozy.
W pierwszym momencie trudno zrozumieć o co chodzi młodym poetom, jednak już następne zdanie wyjaśnia wszystkie wątpliwości. Otóż nasi niedoszli farmaceuci ubolewają nad niebezpiecznym trendem polegającym na zastępowaniu w aptekach farmaceutów przez tańszych niedouczonych techników. Na marginesie muszę jedynie zauważyć, że tendencja na rynku jest raczej odwrotna. To nie techników, a magistrów farmacji przybywa lawinowo, na naszych oczach liczba magistrów farmacji wzrosła kilkukrotnie, zważywszy, że jeszcze kilkanaście lat temu, to technicy stanowili trzon kadry aptek. Należy się dziwić, że nasze społeczeństwo nie zostało przez tych niekompetentnych techników do szczętu wytrute. Jako remedium na domniemane bolączki rynku, nasi uzdrowiciele proponują system kar za zatrudnianie techników oraz identyfikacje pracowników poprzez system fartuszków: biały dla kierownika, żółty dla technika, niebieski dla farmaceuty.
Podsumowując cały list, zastanowić powinna postawa osób, które nigdy w swym młodym życiu nie miały jeszcze do czynienia z technikami. Skądś przecież musieli czerpać inspiracje dla swoich poglądów. Skąd? Pewne światło może na to rzucić dalsza część historii związanej z tym listem.
Otóż Prezes Związku Zawodowego Techników Farmaceutycznych napisał list
z protestem do rektora GUMedu. Zawarł w nim również prośbę o wyjaśnienie czy ton wypowiedzi wynika z systemu nauczania na uniwersytecie, czy też związany jest z indoktrynacją ze strony izb aptekarskich...
Część druga artykułu w następnym newsletterze.